Walka trwała w mojej głowie , szczególnie w dwa ostatnie dni przed biegiem w Warszawie.... jedynie co mi pozwalało zapomnieć o stresie to to , że byłam zajęta jedzeniem węglowodanów oraz
przygotowywaniem sobie posiłków 😛 Były makarony , bułki , drożdżówki , ryż po chińsku i inne pyszności . Budowanie bazy glikogenowej jest bardzo ważne ,bo glikogen dostarcza energii do mięśni. Na trzy dni przed maratonem zwiększyłam spożywanie węglowodanów i zmniejszyłam długość treningów do minimum . Dzień przed maratonem , nie ćwiczyłam , większość czasu siedziałam w samochodzie w drodze z Gdyni do Warszawy. Po dojechaniu do Warszawy pojechałam odebrać swój numer startowy , razem z mężem i przyjaciółką ...i taką ekipą poszliśmy na pasta party ....porcja dawała sporo do życzenia ( czytaj: była maleńka ) więc po przyjeździe do znajomych zrobiliśmy ryż po chińsku 😋 Przy miłej pogawędce i wspólnym posiłku emocje opadły , wyluzowałam . Spakowałam się na bieg , przygotowałam ubiór , zamówiłam taksówkę na 7:50 , umyłam się , ubrałam w piżamę i o 22 już leżałam w łóżku . Niestety emocje przed następnym dniem i nie swoje łóżko dały mi się we znaki i budziłam się co jakiś czas . W związku , że start biegu jest o godzinie 9 , ustawiłam sobie budzik na 6:20 ...i tak 15 minut na szybka toaletę i ubranie się , potem śniadanie - 1,5 bułki z masłem orzechowym i bananem , do tego batonik energetyczny muslii i kawa z łyżeczka oleju kokosowego ( Radzę nie eksperymentować z jedzeniem , najlepiej jeść to co zazwyczaj jadło się przed biegiem) Po śniadaniu miałam 50 minut na opanowanie nerwów , głębokie oddychanie i modlitwę . Podjechała taksówka , cała się trzęsę , całe opanowanie szlak trafił . Buziak od męża i parę kopniaków na szczęcie .... pogawędka z taksówkarzem , wysiadka pod narodowym i nastąpiło wyluzowanie , kiedy zobaczyłam całą masę biegaczy, atmosfera była mega ! Zagadałam do dziewczyny z Białegostoku , która też była sama i razem wystartowałyśmy , a po biegu do siebie zadzwoniłyśmy 😀
1-3km było wolno , lekko , przyjemnie i wzruszająco ...piękne widoki i tyle biegaczy przymilały mi bieg .
4-18km Było lekko i spokojnie , cieszyłam się chwilą . W tym czasie raz było ciepło a raz padał śnieg.
19-29km było już czuć te kilometry w nogach ale cały czas było płynnie i spokojnie....było troszkę gorzej na 25km kiedy na otwartej przestrzeni dopadły nas silne podmuchy wiatru i grad.
30km tutor czekał na mnie mój mąż z ekipą , dałam mu buziaka , on pobiegł ze mną chwilkę i dostałam mocną dawkę energii na kolejne kilometry trasy 💪💪
31-35km Poczułam ból w stopie i poczucie zmęczenia.
36-38km miałam ochotę się poddać i przejść do chodu , zwolniłam ale cały czas biegłam .
39km Ujrzałam PGE Narodowy i wiedziałam, że to już końcówka , że muszę dać radę , zwolniłam jeszcze troszkę ale cały czas biegłam
40km był na moście świętokrzyskim , w tedy już wiedziałam , że to jest to ...że dobiegnę ...że już tam czeka całus od męża , medal i hamburger z bezalkoholowym piwkiem 🙊
41km ...ostatnia prosta ...niestety pod górę
42km WOOOOOOOO!!!! udało się .... dobiegłam !!!! Jest całus , kwiaty , łzy szczęścia , jedzenie i picie !
Po posiłku czułam bul nóg przy każdym kroku , a przez schody musiałam być wniesiona przez męża bo z bólu bym nie wyrobiła .....ale Duma jest 💪
Dwa dni po Maratonie , zakfasy mineły , cały czas jestem głodna i jeszcze odpoczywam . Jutro mam zamiar zrobić lekki trening.